Bardzo trudno jest opisać pracę pielęgniarki z Oddziału Chirurgicznego, z mojego 15-letniego doświadczenia w pracy, jako dyplomowanej pielęgniarki mogę z całą pewnością stwierdzić jedno, że żaden dyżur nie jest taki sam. Opowiem Wam jak to było dzisiaj.

Dyżur rozpoczęłam o godzinie 7:00, razem ze mną trzy pielęgniarki, a także pielęgniarka koordynująca oraz pielęgniarka opatrunkowa. W takim zespole pracujemy w tygodniu, w weekendy na zmianie jesteśmy w cztery, bez koordynującej i opatrunkowej. Spotykamy się w pokoju pielęgniarek, żeby przejąć oddział od koleżanek kończących nocną zmianę. Podczas zdawania ustnego raportu przedstawiani są pacjenci, którzy zostali w nocy przyjęci na oddział, którym pogorszył się stan, kto został podłączony pod aparaturę monitorującą, na kogo szczególnie należy zwrócić uwagę. Poruszane są wszystkie kwestie związane z pacjentem, kogo boli głowa, kto nie spał w nocy, z czyjej rany sączyła się krew. Ja to wszystko muszę wiedzieć. Poza pielęgniarkami na dyżurze pracuje również salowa i opiekunka medyczna.

Następnie pielęgniarka koordynująca przydzieliła każdej z nas pacjentów, którymi będziemy się dzisiaj zajmować. Oddział liczy trzydzieści jeden łóżek, przy pełnym obłożeniu przypada 7-8 pacjentów na jedną pielęgniarkę. Dziś zostało mi przydzielonych siedem osób. Pani z odmrożonymi kończynami, młody chłopak sparaliżowany, po skoku do wody, pan do operacji, który trafił w nocy z niedrożnością jelit, dwie panie w wieku 80 lat z odleżynami i pacjenci onkologiczni. Przed przystąpieniem do codziennych zadań zapoznaje się jeszcze ze szczegółowym raportem pisemnym dotyczącym już tylko tych pacjentów, którzy są dziś pod moją opieką. W głowie już analizuję czynności na dziś: będzie pierwsze wstanie pacjenta po operacji z asystą pielęgniarki, przygotowanie leków i mieszanek do żywienia przemysłowego, żywienie pozajelitowe, dreny, oklepywanie, smarowanie, przekręcanie, karmienie, przewijanie, przebieranie, mycie. Przy tej pracy nieocenioną pomocą są opiekunki medyczne. Nie sposób byłoby sparaliżowanego człowieka samodzielnie przewijać czy oklepywać.

Po zapoznaniu się z dokumentacją zabieram się od razu do przygotowania leków doustnych, dożylnych i kroplówek. Wdrażanie leczenia to spora odpowiedzialność i wymaga dużego skupienia, łatwo można się pomylić, gdy co kilka minut jakiś pacjent podchodzi do zabiegowego z nowym problemem. Wyjeżdżam wózkiem i podaję leki, pilnując przy tym, żeby antybiotyki były jako pierwsze, następnie płyny i pozostałe medykamenty. Wykonuję również pomiar glikemii u chorych z cukrzycą. Muszę się spieszyć, bo chwilę po godzinie 8 zaczynają się zabiegi na bloku operacyjnym, a pacjentów do nich wskazanych trzeba przygotować. Między innymi: podać leki, założyć wenflon, odłączyć kroplówki, bardzo często ogolić pole operacyjne, czy np. zadbać o wyciągnięcie sztucznej szczęki. Upewniam się też, czy wszystko u pacjentów jest w porządku, czy nie występują niepokojące objawy. Po otrzymaniu telefonicznego wezwania z bloku operacyjnego, żeby dostarczyć chorego na zabieg, biorę historię choroby, raz jeszcze sprawdzam przygotowanie do zabiegu i w zależności od stanu chorego, zawożę go łóżkiem lub wózkiem. Łóżko z takim pacjentem waży kilkadziesiąt kilogramów, więc proszę panią opiekunkę o pomoc. Po powrocie z bloku proszę panią salową o przygotowanie łóżka dla chorego po zabiegu, m.in. mycie, dezynfekcja, wymiana pościeli.

Kątem oka zauważam, że właśnie kończy się obchód. Do Punktu Pielęgniarskiego spływają zlecenia na badania diagnostyczne, np. USG, TK, RTG, badania krwi. Idę się zorientować, co zostało zlecone przez lekarza dla moich pacjentów i przystępuję do realizacji badań, zgodnie z ustalaną pilnością. Poza tym dostaję informację komu zmieniamy dawkowanie leków, czy rodzaj opatrunku. Muszę ustalić sobie priorytety, żeby się w tym wszystkim nie pogubić i niczego nie pominąć.

W okolicach godziny 11 robię sobie kilkuminutową przerwę na śniadanie, a swoich pacjentów powierzam koleżance będącej ze mną na dyżurze. Wracam na oddział, zaczynam od kolejnej porcji przygotowywania leków, pomiaru glikemii, wykonania insuliny. Muszę zdążyć zanim przywiozą obiad, żeby pacjenci mogli zjeść od razu ciepły posiłek nie czekając na leki. Przy okazji wysłuchuję pretensji od jednego z pacjentów, że w nocy kogoś przywieźli, że zapalili światło i głośno rozmawiali, nie dając mu spać. Tłumaczę, że personel medyczny nie zrobił tego celowo i nie chciał nikogo obudzić, jednak czasami po prostu nie można inaczej, bo tutaj przyjmujemy osoby, którym natychmiast trzeba udzielić pomocy, nawet jeśli jest to 3:30 w nocy. Oczywiście trafiają się roszczeniowi pacjenci i tacy z tzw. wizją, którzy mają obraz szpitala i pracy pielęgniarki z Leśnej Góry, a rzeczywistość wzbudza w nich nieposkromione pokłady pretensji. Dobrze, że wykonuję swój zawód z zamiłowania, bo inaczej nie dałabym rady tego wszystkiego znieść.

W miarę możliwości staram się również na bieżąco uzupełniać dokumentację w systemie, karty bilansowo-obserwacyjne, gdzie zapisujemy np. ciśnienie, temperaturę, ile pacjent dostał leków, ile zjadł, ile wypił, ile oddał moczu. Zadania związane ze spisywaniem danych o stanie zdrowia pacjenta i przebiegu leczenia zajmują nam mnóstwo czasu.

Dostajemy telefon z bloku operacyjnego, że pacjent jest do odebrania. Ponownie jedziemy we dwie łóżkiem.
Po przywiezieniu pacjenta na oddział mierzę parametry życiowe, ciśnienie, saturację, natężenie bólu, obserwuję opatrunek, stan ogólny pacjenta. Wszystkie dane zapisuję w karcie pooperacyjnej.

Od godziny 14 zaczynam zbierać wywiad od swoich pacjentów oraz informacje potrzebne do napisania raportu pielęgniarskiego. Rozmawiam z pacjentami, odpowiadam na nurtujące ich pytania, edukuję na temat pielęgnacji rany, wspieram, czasem kogoś przytulę gdy płacze ze strachu, pocieszę, złagodzę niepokój związany z operacją czy zmotywuję do stawiania kolejnych kroków przy chodziku. Przy pacjentach często są już ich bliscy, bo odwiedziny na oddziale odbywają się od godziny 12. Oni też są zdezorientowani, więc opowiadam im o problemach pielęgnacyjnych, uświadamiam i tłumaczę sytuację, bo to ta niewiedza stwarza największy niepokój. Niestety zdarzają się też takie osoby wśród rodzin pacjentów, które przychodzą od razu z pretensjami, że warunki nie takie, że lekarz nie odbiera telefonu, a jak ma go odebrać skoro cały dzień operuje? Wszystkie żale i pretensje grzecznie wysłuchuję, chociaż czasem są one bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe, to muszę powściągnąć swoje emocje. Z tyłu głowy mam myśl, że inni pacjenci czekają, że już czas na przygotowanie kolejnej porcji leków, ale jestem zmuszona tłumaczyć Pani, że to, co przeczytała w Internecie nie jest adekwatne do przebiegu choroby, jaką ma jej ciocia. I to, że nie wykonałam wszystkich czynności zgodnie z internetowym opisem nie oznacza, że zrobiłam to źle, tylko leczenie każdego pacjenta jest indywidualne i nie u każdego rany goją się książkowo. Pani próbuje mnie jeszcze przekonać do swoich racji, jednak ja nie mam już czasu na dalszą dyskusję. Pędem udaję się do zabiegowego przygotować leki i antybiotyki, tym razem na godzinę 16 i 18. Kolejno wykonuje pomiar glikemii i podaję odpowiednią ilość insuliny zleconej przez lekarza.

W międzyczasie przyjmuję na oddział chorych do planowych zabiegów operacyjnych na kolejny dzień. Trzeba pobrać im krew, zmierzyć parametry, zapoznać z topografią oddziału i odpowiedzieć na pytania, milion pytań. Idę sprawdzić salę ze swoimi pacjentami, kontroluję parametry i zauważam, że saturacja Pana po zabiegu niepokojąco spada, informuję o tym lekarza i podłączam tlen. Ciągła obserwacja jest nieodłącznym elementem pracy pielęgniarki na chirurgii. Nie tylko pacjentów podpiętych pod aparaturę, ale też np. podczas korzystania z toalety. Jeśli nie idziemy do niej z pacjentem, to bacznie, ale dyskretnie obserwujemy, żeby on mógł poczuć się komfortowo i samodzielnie, jednak bezpieczeństwo ponad wszystko. Musimy być wyczulone również na sprzęt, którego używamy do leczenia pacjentów, są to świetne aparaty służące np. do szybszego gojenia ran, jednak bardzo wymagające i kosztowne.

Około godziny 17:30 mam czas na drugą przerwę. Chociaż ciężko to nazwać przerwą, bo jedząc kanapkę jednocześnie sprawdzam zlecenia i odznaczam w systemie te, które już zrobiłam. Zabieram się też do pisania raportu pielęgniarskiego. Wymaga to sporego skupienia – mam pacjentów po zabiegu, do zabiegu i świeżo przyjętych, do obserwacji. Każdego muszę opisać w kilku zdaniach – jeden ma drenaż, inny obrzęk, niedowład, ranę czy odleżyny. Pracę nad raportem przerywa mi pilne wezwanie do nagłego przyjęcia. Pośpiesznie przygotowujemy z koleżanką przywiezionego pacjenta do zabiegu, potrzebne jest przetoczenie krwi.

Kiedy wracam do dyżurki jest godzina 18:50, muszę jeszcze dokończyć raport, a o 19 kończąc już zmianę zdać ustany raport koleżankom przybyłym na nocną zmianę.

To był ciężki dyżur, prawie jak każdy. Praca jako pielęgniarka na Oddziale Chirurgii Ogólnej daje mi jednak dużo satysfakcji, kiedy pacjent wraca do zdrowia na moich oczach, dzięki temu co robię według wiedzy, którą posiadam i aktualizuję. A gdy przychodzę na kolejny dyżur i pacjenci witają mnie uśmiechem, a wracając do swoich domów ściskają serdecznie dziękując za opiekę, jestem po prostu szczęśliwa. Dziękuję też całemu zespołowi pielęgniarskiemu, paniom salowym i opiekunkom medycznym – Wasza praca jest nieoceniona!