Jestem dyplomowaną pielęgniarką i od ponad 20 lat pracuję na Oddziale Chorób Wewnętrznych. Oddział składa się z dwóch odcinków A i B oraz sali „R”, gdzie są hospitalizowani pacjenci wymagający intensywnego nadzoru kardiologicznego. Dzisiejszy 12-godzinny dyżur rozpoczęłam o godzinie 7 na odcinku B, który liczy 30 łóżek. Niestety będziemy pracowały w okrojonym składzie, ze względu na absencję chorobową jednej z koleżanek, która wypadła w ostatniej chwili. Razem ze mną są jeszcze dwie pielęgniarki, opiekunka medyczna do pomocy w czynnościach pielęgnacyjnych oraz salowa. Dziś każda z pielęgniarek sprawuje opiekę nad 10 pacjentami. Sale z chorymi są nam przydzielane przez Pielęgniarkę Oddziałową.
Zmianę rozpoczynam od wysłuchania raportu ustnego koleżanek schodzących z nocnego dyżuru. Szczegółowy raport pielęgniarski znajduję się w systemie, jednak najważniejsze informacje o pacjentach przekazujemy sobie ustnie, żeby od początku wiedzieć na co szczególnie zwrócić uwagę i kogo należy uważniej obserwować. Komu jest przetaczana krew, który pacjent jest monitorowany, kto miał temperaturę, komu pogorszyły się parametry życiowe. Dowiadujemy się, że w nocy na oddział trafił z SOR’u pacjent w upojeniu alkoholowym, więc może być agresywny i należy zwrócić na niego szczególną uwagę, zadbać o bezpieczeństwo jego i innych pacjentów.
Po wysłuchaniu raportu idę od razu przygotować leki doustne, dożylne, podskórne i domięśniowe do podania pacjentom. Dziennie szykujemy kilkaset tabletek, tylko rano jest ich ok. 200 sztuk. Musimy się z tym spieszyć, bo wielu chorych nie chce ich przyjmować i wtedy należy podać je z posiłkiem. Leki rozkładamy i podajemy minimum 3 razy w ciągu jednej zmiany. Jednak harmonogram ich podawania jest uzależniony od zleceń lekarskich, więc ta liczba może się zmieniać w zależności od indywidualnych potrzeb pacjentów. Pracując według zleceń lekarskich cały czas musimy tak organizować sobie pracę i nadawać ważność poszczególnym działaniom, żeby pacjent dostał leki o wskazanej godzinie. Podczas porannego podawania leków pobieram również krew i mierzę pacjentom cukier.
Pacjenci przebywający na Oddziale Chorób Wewnętrznych to w 80% osoby starsze, wymagające kompleksowej opieki pielęgniarskiej. Ze względu na to czynności związane z poranną toaletą tj. mycie, przebieranie, zmiana bielizny osobistej czy pościelowej, wykonuję razem z opiekunką medyczną. Chory leżący na internie ma często wiele chorób starczych, jak np. demencja, jest niedosłyszący lub niedowidzący, mający różne zespoły otępienne czy schorzenia neurologiczne. Takie osoby rzadko są chętne do współpracy i nie sposób byłoby dorosłego człowieka samej umyć czy przebrać. Charakterystyka pacjentów leżących na oddziale sprawia, że jesteśmy obciążone nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Dlatego pomagamy sobie wzajemnie, nasza praca jest przede wszystkim pracą zespołową i opartą na współpracy, bo inaczej się po prostu nie da.
Po podaniu leków, pobraniu materiałów do badań, nakarmieniu pacjentów i porannej toalecie, czas na uzupełnienie dokumentacji medycznej. Jest jej bardzo dużo, a ja nie mam za wiele czasu, bo za chwilę kolejne szykowanie leków na południe, ale muszę wpisać informację o stanie pacjentów, czynnościach wykonanych od rana i zaznaczyć podane medykamenty. Dodatkowo sprawdzam na bieżąco czy nie zaszły żadne zmiany w zleceniach lekarskich, zwłaszcza muszę to kontrolować po obchodzie. W międzyczasie biegnę na wezwania pacjentów. Rzadko są to pilne sytuacje związane z nagłym pogorszeniem ich stanu zdrowia, najczęściej dotyczą ich komfortu, jak np. kiedy Pani świeci za mocno słońce przez okno lub trzeba poprawić im poduszkę czy włączyć radio. Jednak bez wyjątku na każdy dzwonek musimy stawić się przy pacjencie, sprawdzić jego sytuację zdrowotną i zapewnić tą wygodę. Praca z pacjentami internistycznymi wymaga ode mnie dużej cierpliwości, empatii i zrozumienia. Zdarza się jednak, że ciężko mi obudzić w sobie te emocje, kiedy znajduje się w sytuacji, w której przyszłam pomóc pacjentowi, a w zamian otrzymuję wiązankę przekleństw. Jako pielęgniarki musimy również zwracać uwagę na swoje bezpieczeństwo, ponieważ jesteśmy narażone na kopnięcia czy ugryzienia.
Przychodzi czas na kolejną porcję leków i podanie pacjentom obiadu. Staram się z każdym zamienić chociaż parę zdań, jednak mam na uwadze to, że pozostałe osoby czekają i nie mogę poświęcić każdemu z nich za wiele czasu, chociaż bardzo bym chciała. Nie każdy pacjent przyjmuje posiłki w ten sam sposób, niektórym muszę je podać przez sondę, innym podłączyć żywienie pozajelitowe. To zajmuje bardzo dużo czasu.
Ponownie wracam do pracy przy dokumentacji pielęgniarskiej, staram się również w tym czasie coś zjeść. Po chwili, wezwana dzwonkiem, idę ponownie zajrzeć na sale z pacjentami, poprawić im pościel, zmienić pampersy, cewniki. Mam również pod swoją opieką trzech pacjentów z odleżynami, im należy zmienić pozycję i opatrunek. Wykonuję również kolejny pomiar cukrów.
Po obchodzie lekarskim pojawiły się również zlecenia na badania diagnostyczne, szykuję więc swoich pacjentów do transportu na tomografię, RTG i echo serca. Przy transporcie ciężkich pacjentów proszę o pomoc salową, bo pozostałe dwie pielęgniarki oraz opiekunka medyczna są tak samo zajęte czynnościami pielęgnacyjnymi.
Moim zadaniem jest również edukacja zdrowotna pacjentów oraz ich rodzin, odpowiadam na wiele pytań związanych z pielęgnacją pacjenta. Zarówno podczas odwiedzin, jak i przy wypisach pacjentów do domu. Zdarza się, że muszę też odpierać zarzuty dotyczące naszej pracy typu „One tutaj nic nie robią!”, bo ktoś przyszedł w odwiedziny, i widzi, że pościel jest zrzucona na podłogę. Wtedy tłumaczę, że dosłownie chwilę wcześniej była poprawiana, ale tak właśnie wygląda nasza praca, że ledwo coś zrobimy, a już pacjent ściągnie pieluchę, wybrudzi fekaliami czy wyrwie sobie kroplówkę i my to poprawiamy kolejny raz. Czasami kilkanaście razy dziennie wykonujemy tą samą czynność przy jednym pacjencie. Na sale z pacjentami wchodzimy kilkadziesiąt razy dziennie. To ciągła obserwacja i wykonywanie tych samych czynności. Z tego powodu czasem swoją pracę nazywamy syzyfową.
Przede mną jeszcze ostatnie przygotowywanie i podanie leków oraz kolacji. Dyżur kończę napisaniem raportu pielęgniarskiego i przekazaniem najważniejszych informacji koleżankom obejmującym nocną zmianę. W drodze do domu dokończę kanapkę zaczętą o godzinie 13, żeby mieć jeszcze siłę na obowiązki domowe i spędzenie choć kilku chwil z rodziną.
Praca na Oddziale Chorób Wewnętrznych jest ciężka fizycznie i psychicznie, dodatkowo czujemy się niedoceniane, a nasza praca jako pielęgniarek interny jest bagatelizowana. Chociaż uważamy, że akurat tutaj jest największy przekrój czynności pielęgniarskich związanych z różnymi jednostkami chorobowymi. Mimo to praca na Oddziale Chorób Wewnętrznych daje nam dużo satysfakcji, kiedy możemy tym ludziom po prostu przynieść ulgę przez nasze ciągłe dbanie o nich. Stan zdrowia naszych pacjentów nie zawsze pozwala im na słowa wdzięczności, jednak ja ją czuję i widzę, chociażby w spojrzeniu starszej Pani, kiedy poprawiam jej poduszkę czy podaje kolejną łyżkę z ciepłym posiłkiem. To są chwilę, które wzruszają, dają poczucie sensu i dzięki którym chce się po raz kolejny wejść w ciągu dnia na tą samą salę.